wtorek, 19 marca 2013

Wiecznie żywy

Wiecznie żywy (2013)
reżyseria & scenariusz: Jonathan Levine

Wydawać by się mogło, że w świecie, w którym umarli powstają z grobów a słowa „życie” i „śmierć” tracą swoje znaczenie, nie ma już miejsca na miłość. Nic bardziej mylnego! Pewnego dnia córka wojskowego odpowiedzialnego za eksterminację nieumarłych spotyka niezwykle przystojnego R. Między obojgiem od razu zaczyna iskrzyć. Nie ma tu żadnego znaczenia, że serce chłopaka już od dawna… nie bije. Ich miłość jest z jednej strony skazana na niepowodzenie, ale z drugiej daje szansę, na zbudowanie mostu między życiem i śmiercią. Dzięki nim może zakończyć się konflikt między ludźmi i martwymi.

[filmweb.pl] 


Miłość wszystko zwycięża...
W tym filmie to zdanie nabiera dosłownego znaczenia, miłość zwycięża... A raczej zmienia, zmienia umarłych w żywych;)
Historia R (Nicholas Hoult) i Julie (Teresa Palmer ) zaczyna się gdy on... zjada jej ukochanego. Niezły początek miłości nie ma co. Aby tego było mało R ratuje i zabiera dziewczynę do swojego "domu" - samolotu rejsowego otoczonego jego pobratymcami, żądnymi mięsa zombi. Wbrew pozorom nie są to najgorsze dni w życiu Julie. Taki jest początek tej dość nietypowej (choć w czasach gdy uczucie między wampirami a ludźmi jest standardem) miłości. 
Na początku myślałam, że będzie to "zmierzch" w wersji zombie, ale myliłam się, na szczęście. Wyróżniają się tu przede wszystkim aktorzy, którzy świetnie grają swoje role. Nicholas Hoult (świetnie zagrał u boku  Hugh Grant w "Był sobie chłopiec", nieźle wypadł w roli Hank'a McCoy'a w "X-Menie: Pierwsza klasa") w roli R sprawił się znakomicie. Jego ruchy, mimika, niepewne spojrzenia, a przede wszystkim wewnętrzne autoironiczne monologi sprawiają, że jego postać nie jest typowym bezmózgim zombie. Teresa Palmer (swoją drogą jest ona niesamowicie podobna do Kristen Stewart, poprawniej było by powiedzieć, że Kirsten jest do niej podobna, w końcu Teresa jest starsza ;)) zagrała córkę człowieka, który z całego serca nienawidzi zombie, wojowniczkę zabijającą bez mrugnięcia oka trupy (brzmi to dość groteskowo). O ironio, córeczka pokochała wroga.
Czy to nie jest już skądś znany motyw? No jasne! "Romeo i Julia"! Mamy Julię, mamy Romea, mamy nawet scenę balkonową. Tylko, że ta historia kończy się szczęśliwie dla kochanków... i dla całego świata.
Podsumowując: jest to dość nietypowa komedia, którą warto obejrzeć przede wszystkim ze względu na aktorów oraz dowcipne dialogi poprzeplatane chwilami sugestywnej ciszy i spojrzeń w oczy wyrażających więcej niż tysiąc słów. Dodajmy do tego niezłą ścieżkę dźwiękowa i mamy niezłą propozycję na miły wieczór w kinie z przyjaciółką (nie wiem czy jakiś facet zdecyduje się iść na ten "horror", no chyba, że z ukochaną).




Moja ocena: 7/10

2 komentarze:

  1. I beze mnie??? Znowu? :P Nie no, żartuję sobie. Najpierw książka! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominuję Cię do Liebster Award (szczegóły na moim blogu). Udział w zabawie nie jest oczywiście obowiązkowy.

    OdpowiedzUsuń