Już od poniedziałku zaczyna się najgorszy dla studenta okres w roku akademickim.
Według Nnonsensopedii sesja to właściwie System Eliminacji Słabych Jednostek Akademickich) - najbardziej znany sposób uwalenia studenta przez profesorów, pozbawiający go młodzieńczych nadziei i planów na barwne życie studenckie: balowanie i obijanie się przez minimum 5 lat. Stanowi jedyną okazję, aby poznać uniwersytet i wykładowców. To jedyny moment, w którym można pożegnać się ze swoim szlachetnym statusem społecznym.
Każdy student chciałby, żeby tydzień przed sesją trwał 14 dni. Sesja
znana jest z dużego stopnia niespodziewalności, stąd wziął się znany
powszechnie zwrot grzecznościowy "W tym roku sesja znów zaskoczyła
studentów". Niektórzy błędnie uważają, że dzięki tzw. "dopalaczom"
zyskają więcej energii i chęci do nauki. Jeszcze inni kierują się zasadą
"pierdole, co będzie, to będzie".
Cóż, w moim przypadku część o poznaniu wykładowców mnie nie dotyczy, mam niemal 100% frekwencje ;)
W ciągu tych dwóch tygodni będę miała dwa egzaminy (w tym jeden rozbity na dwie części - ustną i pisemną) i jedno kolokwium. Wydawałoby się, że nie tak źle, ale...
Ale jak to moja koleżanka mówi: jak nie my to kto? :)

No właśnie! Jak nie my, to kto?? ;D Jutro będę odmieniona... :D:D
OdpowiedzUsuńPowodzenia z sesją :)
OdpowiedzUsuń